czwartek, 25 października 2012

Rozdział 11 cz.2


(Bella)
           Minęła już 20, a jeszcze nikt nie przyszedł by powiadomić Salwadorów o wojnie. Właśnie byłam na spacerze w ogrodzie z Alice, Rosalie, Heidi i Jane. Doszłyśmy do fontanny w ciszy. Tu byłyśmy pewne, że nikt nas nie usłyszy, ale jeszcze w razie jakiegoś wypadku nakryłam na nas tarczę.
- Dlaczego jeszcze nie przyszli?-zapytała Rosalie.
- Nie mam pojęcia-odpowiedziałam razem z Al.
- Nie widziałam dokładnej pory.-odpowiedziała Alice.- Myślałyśmy, że to będzie jakoś między 19, a 21.
- No to co przeżywacie-powiedziała Jane.
-Właśnie, przecież jest dopiero20:50.-dokończyła Heidi.
- Powinnaś iść i czekać bo w ciągu około 10 minut przybędzie informator.
- Wole, żeby mnie tam nie było.Musiała bym odstawić scenkę, a na to nie mam ochoty.- naprawdę miałam dość udawania na dziś. Ile można. Nie dość, że te pocałunki, które musiały wyglądać na prawdziwe to teraz jeszcze to, że plan może nie wypalić. Niby te wizje są pewne, ale zawsze może się opóźnić ich czas. Boję się, że coś poszło nie tak i,że jeszcze dłużej będę musiała czekać na ich wyjazd.- Wracajmy, ale siedźmy w osobnej Sali. Powiemy, że chciałyśmy sobie porozmawiać.
- Super, a przy nas nie będziesz musiała grać bo będziemy udawać kulturalne i zostawimy was samych.
- Nie!- krzyknęłam.
- Bądźcie tam. Będziecie udawać,że nie słuchacie, ale w pewnym momencie Alice dostanie wizję i powie, że nie mogę z nim jechać, a poza tym, że należy mi się odpoczynek po tak wielu stoczonych bitwach.
- Czyli tak jak było w wizji.-Zapytała Alice.
- Tak- odpowiedziałam, następnie usłyszałam w myślach „ gdzie ona jest?” były to myśli Rafała.- Chodźmy, Rafał mnie szuka.
Pobiegłyśmy szybko, to znaczy tak szybko jak nam na to struj i buty pozwalały. Alice i Rosalie podtrzymywały mi suknię. Byłyśmy już przy Salonie.. Wpadłyśmy do niego by zdążyć przed Rafałem.Rozsiadłyśmy się po krzesłach i fotelach. Zaczęłyśmy rozmawiać o modzie i co widziałyśmy w centrum handlowym. Wszyscy wiedzieli, że nasze towarzystwo rzadko kiedy na inne tematy. 
Nagle drzwi się otworzyły.
- Tu jesteś- powiedział Rafał.-Wszędzie cię szukałem.
- Stało się coś? - zapytałam zadawanym niepokojem.
- Widzisz, wy nie byliście naszymi jedynymi wrogami.
- Wiem, że macie tyle samo wrogów co my- powiedziałam już zniecierpliwiona.- Skarbie powiedz mi, co się stało?-rany normalnie ledwo to „skarbie” przeszło mi przez gardło, a to tylko jedno słowo.
- Muszę wyjechać z wszystkimi Salwadorami na tą wojnę- powiedział patrząc mi w oczy.
- Jadę z tobą! – powiedziałam, a wręcz krzyknęłam. – Nie puszczę ciebie samego.
- Nie będę sam, a zresztą jedzie z nami wampir, który potrafi przywracać i zabierać życie. Nie pamiętam jak się nazywa. Nic się nie stanie.
- Ja już coś powiedziałam-odparłam jak małe dziecko. Rafał tylko się zaśmiał, ale gdy zobaczył, że ja nie żartuję tak jak było powiedziane Alice się wtrąciła.
- Bello, spokojnie- powiedziała obejmując mnie ramieniem. Jak tyle razem z wami nie przegrali tylko ciągle były„remisy” to teraz też nic im nie będzie.
- Może masz rację- powiedziałam do Alice – tylko na siebie uważaj- zwróciłam się do Rafała, następnie go pocałowałam i mocno przytuliłam.- Jeszcze jedno.- zakomunikowałam.
- Co takiego- zapytał podnosząc mi podbródek bym spojrzała mu w oczy.
- Nie podrywaj żadnych wampirzyc bo poznasz wtedy mój gniew- zagroziłam surowym tonem.
- Żadna się przy tobie nierówna-powiedział, ale gdy zobaczył moją minę przewrócił oczami i powiedział- przyrzekam,że nawet nie spojrzę na inną wampirzycę.
- Tak już lepiej- powiedziałam –idź bo na ciebie czekają pa.
Było już grubo po 2 w nocy. Przebrałam się w zestaw
Teleportowałam się do komnaty Edwarda.
- Co ty tutaj robisz? – zapytał Edward.Podniósł się i usiadł na kantu łóżka- co jest noc poślubna nie wypaliła?
- Wyobraź sobie, że masz rację.-powiedziałam z uśmiechem.- Zawsze można też sprawić, że będzie jeszcze lepsza.
- Co to znaczy?- zapytał unosząc brew do góry.
- Że nie spędzę jej z mężem z którym jestem pod przymusem, lecz z kimś kogo naprawdę kocham.- powiedziałam to i usiadłam mu na kolanach. Edward objął mnie rękoma w pasie po czym zapytał.
- Kim jest ten twój kochaś? - zapytał z powagą, ale ja wiedziałam, że chce się trochę podroczyć. – Mam być zazdrosny?
- Nie trzeba – powiedziałam po czym się zastanowiłam – chyba, że chcesz być zazdrosny o takiego jednego miedzianowłosego boga.
- Już nie żyje – powiedział Edward,a ja nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać.
- Cie..kawe jak po..po..pełnisz …samo..buj..stwo-powiedziałam między salwami śmiechu.
Nie mogłam przestać się chichrać,po kilku sekundach Ed dołączył do mnie. Po około 10 minutach się uspokoiliśmy. Złożyłamna ustach Edwarda czuły pocałunek. Ten nie pozostał m dłużny i go oddał.Całowaliśmy się jak zawsze, ale to było takie wrażenie jakby to był naszpierwszy pocałunek. Może to dlatego bo łamiemy wszelkie zasady, ale nie jedenwampir zdradził swoją połówkę. Szczególnie jeśli ktoś mieszka w Volterze, a ja przecieżtu jestem od urodzenia. Edward przeniósł swoje pocałunki na moja szyję, a ja wplątałammu swoje zgrabne palce w jego czuprynę. Nadal nie mogłam uwierzyć, że wśród takwielu wampirzyc „mdlejących” na jego widok on wybrał akurat mnie. Ponownepocałowałam Eda w usta. Teraz nasze pocałunki nie były już czułe tylko wyrażałynasze pożądanie tej drugiej osoby. Byłamjuż tylko w spodniach i cieniutkiej bluzeczce. Zaczęłam odpinać koszulę Edwardanie przestając go przy tym całować. Gdy odpięłam ostatni guzik rzuciłam jągdzieś w bok. Edward nie został mi dłużny i po chwili byłam już bez koszulki ispodni, a konkretniej byłam tylko w samej bieliźnie.. Położyliśmy się na wielkim łóżko i całą noc zajmowaliśmy się nacieszeniem się sobą (XD) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz